sobota, 1 marca 2014

"The Immortal Memories" Rozdział VI


Rozdział VI: Sorry-not-sorry Oppa.





Dni z Jinni mijały tak szybko, codzienne zabawy nad stawem, jedzenie słodyczy, pocieszanie jej, dawanie jej jak najwięcej miłości, której nie dostawała od innych. Nie myślałem, że kiedyś ją stracę. Ale gdy do tego doszło, nie mogłem się pozbierać. Czemu? To przecież była jedna zwykła dziewczynka, jak wiele innych w tej okolicy, więc czemu mi jej tak brakowało. Jej długie czarne włosy, często upięte w kitkę, czekoladowe oczka... Nigdy ich nie zapomnę. Będąc tylko 12-sto latkiem myślałem, że już nigdy jej nie spotkam, że straciłem ją na zawsze. Kto by pomyślał, że po 12-stu latach znów ją zobaczę? Ta mała smarkula, która owinęła sobie mnie wokół palca..


Stojąc między kanapą, a telewizorem wpatrywałam się w wbity pilot w ekran urządzenia. Przez ostatni czas zapomniałam kompletnie o tym. Eh tam, zostały mi gazety.
- Wypadałoby zakupić nowy telewizor... – westchnęłam. Może teraz 50-cio calowy, albo nawet 60-cio. To, że mieszkam sama, nie znaczy, że nie mogę mieć full wypasu w domku. Zabrałam w sobie siłę, poszłam do przedpokoju, ubrałam trampki, założyłam żółtą bluzę i wyszłam z domu, zamykając go na cztery spusty. Udałam się w stronę galerii. Dziś nie było tak ładnie jak ostatnio, tydzień temu. Powoli przychodziła jesień, najgorsza pora roku jaka może istnieć. Deszcz pada praktycznie całymi dniami, zimno, mokro, zimno i zimno i mokro i tak w kółko. Później jest zima, jest jeszcze gorsza, bo cały czas sypie i sypie i jest zimno i jest zimno. Powinno istnieć tylko lato i kwiecień. Eh.... Mijając całującą się parę weszłam do galerii. Teraz tylko szukać sklepu ze sprzętem AGD i RTV. Chodząc po całej galerii nie widziałam nic poza ubraniami, ubraniami, butami i biżuterią. Zjechałam ruchomymi schodami piętro niżej aby poszukać tam. Nareszcie po 10 minutach znalazłam to czego szukałam. Wieeelki sklep ze sprzętem elektronicznym, był na końcu parteru. Poszłam do niego, a gdy znajdywałam się już w środku, podeszłam do jednego z ekspedientów.
- Dzień dobry. Telewizor mi jest potrzebny – oznajmiłam.
- A jaki dokładnie? – zapytał.
- Duży, może być 3D, ma być wytrzymały na wbijający się w niego pilot. – mężczyzna ze zdziwioną miną poprosił, bym poszła za nim. Zaczął mi pokazywać każdy z telewizorów. Oczywiście jak zwykle miałam jakieś „ale”. Jeden był za mały, drugi był w brzydkim odcieniu czerni, inny znów nie pasował do moich mebli. Mężczyzna był mną wystarczająco zmęczony.
- TEN! – krzyknęłam gdy zobaczyłam jeden z telewizorów... Na którym akurat była puszczana jedna z piosenek B.A.P. Czemu mi się spodobał? Był ogromny, 3D i full HD + dodatkowe atrakcje, ale te trzy były dla mnie najważniejsze.
- Fanka? Pomyśl dokładnie, ten telewizor jest naprawdę drogi.
- Ile?
-  2,800,000 wonów.
- Biorę. – oznajmiłam krótko i poszłam do kasy. Ojciec zaopatrzył mnie w dużą ilość pieniędzy, więc z tym nigdy nie będę mieć problemów. Koreańczyk podszedł do kasy i popatrzył się na mnie.
- Ile ma pani lat? – spytał.
- Kobiet się o wiek nie pyta, sorka – oznajmiłam. – Musze jakiś kwitek czy coś podpisać, prawda? Proszę mi go szybko dać, bo się śpieszę. – dodałam.  Mężczyzna niepewnie zrobił to o co „poprosiłam”. Podał mi gwarancje na 24 miesiące, którą podpisałam. Dał mi jeszcze kilka innych papierków, na których również fundnęłam mu autografik.
- Więc to będzie 2,800,00 won. – oznajmił. Podałam mu kartę, on przejechał ją po czytniku i po chwili kazał mi wpisać pin. Jak to dobrze, ze mój pin jest tak banalny. „6969”
- Zboczuch – usłyszałam niski głos. Momentalnie się obróciłam i ujrzałam lidera B.A.P. Był ubrany w czarny t-shirt, czarną czapkę, czarne spodnie i czarne buty.
- Co ty na pogrzeb idziesz? – spytałam. Zdezorientowany chłopak popatrzył na swój strój.
- A... To, to żeby się wtopić w tłum. – wyjaśnił.
- Chyba w łajno. – oznajmiłam, wychylając się  zza niego. Przy wejściu stało pełno piskliwych faneczek, które trzymały banery z napisami „Bang Yongguk, kocham cię”, „Bang, ożeń się ze mną” , „Oppa, nie zdradzaj mnie z Zelo”
- Ah... Zauważyły mnie po tym jak ściągnąłem okulary, gdy cie zobaczyłem.
- Ahhh.. mój urok osobisty – odgarnęłam swoje włosy z pozą divy.
- Przepraszam – usłyszałam znów ten sam piskliwy głosik ekspedienta. – Jak pani ma zamiar wziąć ten telewizor.
- Wy mi go przywieziecie? – odpowiedziałam. – Seoul ul. XXX – podałam adres. – Przywieźcie go o 18 – dodałam. Facet zgodził się i oddał mi moją kartę. Pożegnałam się z nim i wyszłam ze sklepu.
- Jinni, a na mnie nie poczekasz? – znów niski głos Bang’a. Odwróciłam się.
– A, bo to jeszcze ty. Sorka, zapomniałam sobie. Po coś wgl do galerii przylazł? – spytałam.
- A właśnie. Bo menadżer Kang ma urodziny w sobotę i dostaliśmy tydzień wolnego, aby się do nich przygotować i jedziemy w góry świętować. No i dziś przyszedłem po prezent dla niego – wyjaśnił. – Może byś pojechała z nami? Jutro wyjeżdżamy.
- Nie. Dzięki, nie skorzystam z tak bardzo zajebistej atrakcji, z siódemką chłopaków i to w dodatku w pięknych górach. Zdecydowanie nie. Jak nie niedźwiedzie mnie zabiją lub zgwałcą, to któryś z was będzie na pewno chętny. Świadomie, czy nie.. to w sumie przy was nie ma znaczenia.
- Jinni, wiesz jak Zelo będzie się cieszyć, że nie będzie w końcu jedynym najmłodszym? On nie lubi być tym któremu się najwięcej zabrania. Pomyśl o biednym Zelo, nie o reszcie. A może....
- CO MOŻE!? – gwałtownie przekręciłam głowę w jego stronę.
- Może chodzi o Himchan’a, może nie chcesz się z nim spotkać. Nie wiem, co się pomiędzy wami stało, ale Himchan to Himchan, nie zwracaj na niego uwagi i jedź z nami. – nadal błagał. Miałam już tego dość.
- ..? Da faq? Nie mam z nim żadnej spiny. Jeez. A jak się zgodzę dasz mi wreszcie spokój?
- Nie jestem jak Daehyun.
- Mam się cieszyć, czy płakać, czy co? – zapytałam, a on się tylko zaśmiał. Wreszcie kazał mi iść za nim, zrobiłam to o co prosił. Chłopak zaczął chodzić po różnych sklepach, zaczął od sklepu z butami. Co sekundę pytał się mnie czy te są odpowiednie, czy będą się podobać Kang’owi, czy raczej są zbyt młodzieżowe. Po sklepie z butami, w którym nic nie kupiliśmy, a spędziliśmy 45 minut, udaliśmy się do sklepu sportowego. Guk szukał uważnie tego czego potrzebuje... Tsaa... on sam nie wiedział czego chciał. Jprdl, serio on jest tak tępy, czy tylko udaje? Co jak co, ale lider chyba powinien być ogarnięty..
- Może bluza? – spytał się, pokazując mi czarną bluzę z jakimś fajnym nadrukiem. – Kang-hyung często chodzi w jednych i tych samych, kolejna by mu nie zaszkodziła, a zbliża się zima, wiec będzie mu ciepło. – dodał. Jemu ciepło będzie nawet bez niej... Ma go, co grzać. Spodobało mi się to, że lider tak dba o innych, może się wydawać trochę straszny, ale jak spędzisz z nim przynajmniej 5 minut, zmienisz zdanie. Uśmiechnęłam się pod nosem i pomogłam wybierać chłopakowi, dotychczas tylko stałam i mu przytakiwałam, czy coś jest dobre, czy też nie. Zaczęliśmy grzebać po całym sklepie w poszukiwaniu czegoś fajnego. Nie mogliśmy się zdecydować na jedną rzecz, bo podobało nam się wszystko. Nagle w kieszeni zawibrował mi telefon.
- Halo? – szybko odebrałam widząc, że to ojciec dzwoni.
- Jinni, kochanie. Stęskniłem się.
- Hej tato, co tam u ciebie? Jak tam z dziewczyną?
- Kto to Jinni? – nagle wtrącił mi się do rozmowy Yongguk.
- Kurw.. – zaklnęłam po cichu i nogą skopałam mu kostki, żeby się zamkną.
- Jinni?! Czy tam jest chłopak?! Co ja słyszałem?!
- Nie no.. tato, za kogo ty mnie masz! Ja i chłopaki?! Pff, co ja? Hetero? Nieee, to koleżanka.
- Jinni.. Ale jej głos.. nie wierzę.
- No serio! Po prostu ona ma dzisiaj te dni.. no wiesz, jak to jest. Dać ci ją, by się przywitała? – spanikowana miałam nadzieję, że odmówi.
- Chętnie. – nosz ja pierdylam. Popatrzyłam się na Yongguka i przykryłam telefon ręką. - Hej! Musisz udawać głos laski! Błagam! – nawet nie myślałam, by miał mi odmówić.
- Jinni, kiedy ja.. – oczywiście zaczął się wywijać.
- DOBRA! – ryknęłam jak najciszej i wzięłam mocny zamach. Drastyczne sytuacje potrzebują takich samych środków. Moje kolano wylądowało w miejscu, które tylko nielicznym oraz prawdopodobnie maknae przyszło oglądać. Zduszony pisk starszego potwierdził mi, że da teraz radę.
- Teraz gadaj! – przystawiłam mu pod twarz telefon.
- Dz-dzień-do-do-bry. – w tej chwili to miał chyba jeszcze wyższy głos niż ja. Mission clear. Uśmiechnęłam się pod nosem i kontynuowałam rozmowę z tatą.
- No i widzisz?
- No.. jakaś dziwna ta koleżanka. – dodał troszkę zdziwiony.
- Oh tam, mówiłam ci. No ale opowiadaj, jak tam z tą twoją panną?
- Wiem, że może być ci trochę ciężko z tym..
- Boże, odpuść. Układa się wam?
- Taaak! Kochana ta mała! Na pewno się polubicie. Musimy cię odwiedzić!
- Tsaa… Tato, brzmisz jak nastoletni pedałek. Oszczędź mi jednak tego, okey? – starałam się opanować wyobraźnię.
- No dobrze. Wybacz.
- Nic się nie stało, ale muszę już kończyć. Pa! Baw się dobrze!
- Baw..?
- Oh! You know what i mean~ - zagruchałam do słuchawki i się rozłączyłam. Kiedy tylko wzrokiem wróciłam do liderka, widziałam, że chyba mi to nie ujdzie płazem.
- Soo.. Może ta bluza? – wskazałam palcem na wieszaki za nim i szybko się ulotniłam. Co jak co, ale za zranienie takiego osprzętowania musiałabym odpokutowywać przez całe życie.


- Wiesz co Yongguk? Jak tak nie możemy zdecydować się na jedną rzecz, to może kupimy coś całemu zespołowi – zaproponowałam, kiedy jego zła aura odpłynęła. Najwyraźniej spodobał mu się ten pomysł, ponieważ pokazał mi „ok”, złożone z dwóch palców. Wreszcie po godzinnym łażeniu po sklepie zakupiliśmy to, co chcieliśmy. Po wyjściu ze sportowego poszłam odpocząć na pobliskiej ławce. Moje nogi nie wytrzymywały godzinnego łażenia i stania.
- Jinni, a ty kiedy masz urodziny ? – zapytał, podchodząc do mnie.
- 24 kwietnia. – odpowiedziałam bez życia. – Nie, nie zaproszę was na nie. Aż tak miła to nie jestem. Po za tym, skąpi jesteście. Żałowalibyście kasy na jacht dla mnie Or sth.  – chłopak w odpowiedzi tylko się zaśmiał.
- Dobrze, no to teraz idziemy, trzeba gdzieś schować prezenty. – oznajmił ciągnąc mnie za rękę ku wyjściu.
- Ale ja nie chceeeeeee!! – darłam się niemiłosiernie. Brunetowi najwidoczniej to nie przeszkadzało, bo postawił na swoim i dalej mnie ciągnął. – POLICJA, HALO!! RATUJCIE! LUD MNIE ŚCIĄGA NA ZŁĄSTRONĘGEJOZY!! HALO NO, TO U WAS NORMALNE?! – znów się wydarłam. Serio? Nikt nawet na mnie nie zwrócił uwagi. Dzięki.
- Gdzie mieszkasz? – spytał nareszcie gdy wydostaliśmy się z budynku.
- W domu.
- Tyle to też wiem... Na jakiej ulicy? – dodał. Po chwili zamyślenia westchnęłam.
- Na tej, która jest przed moim domem – odpowiedziałam. Skrytykował mnie tylko sceptycznym spojrzeniem, po czym wyją telefon i zaczął coś w nim wstukiwać.
- Jinni – zwrócił się do mnie i podstawił mi urządzenie przed twarz. – Współpracuj. – zdezorientowana spojrzałam na ekranik i zauważyłam, że tylko kliknięcie na zieloną słuchawkę dzieli mnie od całego tego bapowego zoo wokół mnie.
- Ok! Już prowadzę, tylko nie dzwoń.. – jęknęłam i wskazałam kierunek drogi. Po tym jak wyszliśmy z ruchliwego centrum, szliśmy w ciszy. Yongguk od czasu do czasu wspomniał o tym, jakie rośliny w mojej dzielnicy są piękne, albo narzekał na to, że mieszkam tak daleko. Jesu, jak walony ojciec, który nie ma życia poza domem, dziećmi i robotą.
 Ten, który był przyzwyczajony jeździć autem, nie znał uroków chodzenia pieszo. Nareszcie dotarliśmy do domu. Otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka.
- Co to jest? – zapytał ze zdziwieniem będąc w salonie. Skojarzyłam, że wpatruje się w mój artystycznie ozdobiony pilotem telewizor.
- A.. to? Ostatnio się wkurzyłam i jakoś tak wyszło. Drama nie ta – odpowiedziałam, zabierając z jego rąk prezenty.
- Ah, Himchan też tak ma. Tylko, że to jeszcze oznacza tydzień narzekania na aktorów i hejcenie ich na twitterze. Um... Ten w czerwonej torbie mi oddaj! – podszedł i odebrał mi torbę.
- Oq, jak już załatwiłeś to co chciałeś, to możesz spokojnie wracać – wyszczerzyłam się. Nie chciałam go wypraszać, ale on bez reszty wydaje się być dziwny. Tak samo jak reszta, no ale to szczegół.
- Ale ja chce herbaty. – zaprzeczył mojej prośbie. Jinni-caritas-home już otwarte! Zapraszam.
- Eh.. już. – westchnęłam i skierowałam się do kuchni. Co będę się z nim kłócić...
Po wypiciu ciepłego napoju pogadałam z nim, poudawałam, że interesują mnie dziwne obrazy i leżenie na łące, karmiąc się nawzajem ramenem. Dawno nie odetchnęłam z taką ulgą, jak wtedy, kiedy w końcu wyszedł. Przed wyjściem przypominał mi z dziesięć razy, że jutro o 7:30 mam być u nich. Ciężkie me życie niewolnicy szóstki azjatów.

***

Spakowana i gotowa do wyjazdu wyszłam z domu zamykając go na wszystkie zamki tak, aby przez czas mojej nieobecności nikt się nie włamał. Było to niemożliwe, ale zawsze trzeba uważać. Bo w innym razie można skończyć tak jak ja; Idąc na pewną psychiczną śmierć do niedorozwiniętej grupki Chinoli. Do dormu B.A.P gramoliłam się jak ślimak. Tak się cieszyłam z tego wyjazdu, że aż wcale. Pobiłam dziś rekord w dotarciu do ich domu, 52 minuty bez patrzenia na zegarek, trzeba być mną. Na górę oczywiście nie chciało mi się wychodzić, napisałam do Daehyun’a, Zelo i Jongup’a, że jestem na dole. Długo nie musiałam czekać, już po 5 minutach na dół zszedł Youngjae z Zelo. Ich bagaże wyglądały, jakby wyprowadzali się na miesiąc.
- Hej Zelo, cześć.. Oppa. – na ostatnie określenie zrzedła mi mina i powitanie bardziej wyglądało na gratulację pogrzebu. Walony zakład, walonu Youngjae. Po nich pojawił się Daehyun, który miał jeszcze więcej rzeczy. Następnie Yongguk z Jongup’em. Przynajmniej lider był mądry i nie wziął masy rzeczy. Ostatni szedł Himchan. Od razu po jego zobaczeniu, odwróciłam głowę w kierunku Zelo i zaczęłam rozmowę, która nie miała w ogóle sensu. Plz, żebyście tylko widzieli, jaki sweter miał teraz na sobie Himchan. Oczy bolą, uszy więdnął, a zęby gniją.
- Dobra dzieciarnia! – rozbrzmiał głos Kang’a. – Wszyscy pakować się do tyłu. – dodał.
- Ale Kang-hyung, nie zmieścimy się wszyscy w naszym vanie. – zauważył Zelo. Miał rację ich szóstka zmieści się, ale ja nie.
- Ja mogę wracać, co tam będę wam przeszkadzać. Napiszcie mi eska jak było i wgl… – oznajmiłam.
- Jinni, nie martw się, wszyscy się spokojnie zmieszczą, a nawet zostanie jeszcze miejsce. – uśmiechnął się promiennie menadżer. Ehh... Widocznie Bóg chciał, abym tam jechała. Wreszcie wszyscy wsiedliśmy do białego busika, który przyjechał po kilku minutach oczekiwania. Zajęłam miejsce z przodu, przed Bangi’em i Youngjae. Wiedziałam, że jedziemy w góry, ale nic więcej. Jak mnie tam zgwałcą pobliskie małpy, to całemu pedo-zespołowi flaki wyrwę i powieszę na balkonie, by się wysuszyły. Droga, którą jechaliśmy była bardzo wyboista, przez co moja choroba lokomocyjna dawała się we znaki. Próbowałam być silną, ale to na nic. Youngjae zauważył pierwszy, że jest coś nie tak.
- Jinni, wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze. – spytał. Pokiwałam głową na znak, że wszystko w porządku, gdybym coś powiedziała, zwróciłabym śniadanie. Po brunecie cały zespół zorientował się, że jednak coś mi dolega.
- Ah.. Dupo, nie zaprzeczaj, że nic ci nie jest, bo widać po tobie. – poczułam jak ktoś usiadł koło mnie. – Masz napij się wody. – przed moim nosem pojawiła się butelka, którą podał mi Himchan. Wzięłam ją niechętnie i zaczęłam pić. Przez chwilę zrobiło mi się lepiej, ale później coraz gorzej, było mi jeszcze bardziej niedobrze, cała byłam rozgrzana i kręciło mi się w głowie. Od dawna nie miałam tak strasznej choroby lokomocyjnej. Ostatnio, z czego pamiętam, było to gdy wyjeżdżałam z Korei, również droga była bardzo wyboista, a słońce prażyło w dach samochodu. Nagle poczułam na moim czole zimną dłoń.
- Połóż się, będzie ci lepiej – powiedział troskliwym głosem visual i  delikatnie pomógł mi się położyć na jego kolanach. Wtedy zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, chciałam za wszelką cenę wstać, ale chłopak mi na to nie pozwalał.
- Jinni, pozwól Himchanowi-hyungowi, on chce pomóc! – usłyszałam głos Zelo – Spróbuj zasnąć, a zapomnisz o całej chorobie – dodał, a w jego głosie usłyszałam uśmiech. Zrobiłam jak prosił, ponieważ nie miałam siły na sprzeczanie się z którymkolwiek z nich. Zasnęłam, choć było to trudne. Obudził mnie cichy głos Chan’a. Wstałam, przetarłam swoje oczy i spojrzałam za okno. Moja głowa nadal bolała, ale zdawało się, że byliśmy już na miejscu. Chwyciłam swój plecak, który został momentalnie wyrwany mi z rąk. Himchan, zasrana diva chce udawać miłą, jak woli. Wyszłam z busa i zamknęłam z sobą drzwi. Rozglądnęłam się dookoła, okolica była bardzo przyjemna i zdawało mi się, że już ją kiedyś widziałam. Gdy wszyscy już byli gotowi, poszliśmy w stronę naszego domu. Podziwiałam okolicę, która była bardzo piękna i co jakiś czas miałam uczucie tak jakbym już kiedyś tutaj była. Mijaliśmy bardzo dużo pięknych domów, a dokładnie willi, były one ogromne. Wreszcie doszliśmy do tej w której mieliśmy mieszkać. Była ona na samym końcu drogi leśnej, którą szliśmy. Dom był bardzo piękny. Musieliśmy chwilę poczekać, na gospodarza domu. Ja, nadal nie ogarniająca niczego, zapatrzyłam się w jeden stały punkt, którym było drzewo rosnące obok willi.
- Nie możliwe!! Czy to jest Jinni!? – z mojego zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos. Popatrzyłam w stronę skąd dobiegał i ujrzałam tam starszą, 60 letnia kobietę. Pierwsze co pomyślałam.... KIM TO STWORZENIE JEST I CZEGO ZNA MOJE IMIE? Lekko się skłoniłam u uśmiechnęłam kącikiem ust. Znów stalkerzy z dzieciństwa?
- Anyonghaseyo, pani Kang – wszyscy przywitali się jednym momencie. Ajumma również się z nimi przywitała, ale cały czas spoglądała na mnie, co mnie peszyło.
- Jinni, naprawdę mnie nie pamiętasz? – spytała podchodząc bliżej mnie.
- A powinnam? – spytałam obojętnie i wtedy poczułam lekkie kopnięcie w tyłek. Było to upomnienie Youngajae abym zachowywała się odpowiednio. – Ekhm... Nie, niestety nie pamiętam pani – poprawiłam się.
- Jesteś taka sama jak Hyerin – zaśmiała się. Momentalnie spojrzałam na nią, a moje serce zaczęło odrobinę mocniej bić.
- Ską... Skąd pani zna moją mamę? – zapytałam z zawahaniem.
- Kim Hyerin, żona Kim Jinhyuk’a. – odpowiedziała. Zamarłam. O co chodzi? Czemu ta kobieta zna moich rodziców?
- Eh.... nie ważne, no to co chłopcy, trzeba zarezerwować sobie pokoje. Te co zwykle? – zmieniła temat.
O nie nie, ja tak nie odpuszczę.


____

Widziałem, jak Ajumma spogląda na Jinni, ale ona nie zdawała sobie chyba sprawy z tego gdzie jesteśmy i kim jest ta kobieta. Jednak, gdy pani Kang wspomniała o kobiecie imieniem Hyerin, Jinyu od razu lekko zgłupiała. Naprawdę nie pamiętała nic. Debilka zasrana. Gdy starsza kobieta wspomniała o Kim Jinhyuk’u, to już nie wiedziała co robić, czy płakać, czy prosić o wytłumaczenie. Dałem jednak znak kobiecie, aby nie wypytywała Jinni o te rzeczy teraz. Zrozumiała mnie i od razu zmieniła temat. Boże.. Dać babie z babą się dogadać, to zejdzie im tyle, ile mi z lustrem.

___


Poszłam za Himchan’em, który cały czas niósł mój plecak. Nie pozwalał mi nawet go dotknąć. Jak wyczuł moje kabanosy i chce na nich położyć swoje łapska, to głowę urwę. Doprowadził mnie z nim do samego pokoju, dopiero tam go zostawił.
- Jinni, prześpij się. – oznajmił. – Ja będę w pokoju obok, jeżeli będziesz czegoś potrzebować to zapukaj. – dodał.
- Nie, nie wydaje mi się bym czegoś potrzebowała, a szczególnie od ciebie. I już widzę, kto i co od kogo potrzebuje. Wyjdź! – rozkazałam. Teatralnie wskazałam na wyjścia, a on posłusznie się usunął. 
- Jinni, przemyśl sobie wszystko, wyjdź nad jezioro, pospaceruj i sobie wszystko poukładaj. – dodał przed zamknięciem drzwi. Posłałam mu wrogie spojrzenie i zatrzasnęłam za nim drzwi.
- Pieprz się! – mruknęłam pod nosem. Posiedziałam w swoim pokoju z jakąś godzinkę. Ciągle miałam w głowie tą kobietę, jej słowa i napastującego mnie uprzejmością Himchan’a. W końcu poszłam na spacer, aby lepiej poznać okolicę. Krajobraz był śliczny, wokół całego kompleksu rosły różnorodne drzewa, znajdowała się również stadnina, w której zauważyłam ślicznego kuca, koloru kasztanowego. Od razu gdy tylko go zobaczyłam podeszłam do niego.
- Nie, nie głaszcz! – usłyszałam krzyk jakiegoś mężczyzny, ale było za późno, ja już „zaprzyjaźniłam” się z koniem.
- Eh... Przepraszam, powinnam zapytać, czy mogę dotknąć. – przeprosiłam.
- Nie, Nie! Tylko, że Aris nie pozwala się głaskać nikomu, prócz swojej pani. – wyjaśnił podchodząc bliżej.
- Ah... rozumiem, w takim razie ja pójdę, do widzenia. – olałam faceta, uśmiechnęłam się i wróciłam na główną ścieżkę, prowadzącą do jeziora. Po 15 minutach spokojnego marszu doszłam do celu. Jezioro było naprawdę piękne, spodziewałam się go o wiele mniejszego, a ono pokrywało naprawdę wielką powierzchnię. Mój zachwyt przerwało jakieś wspomnienie.

- Oppa! Patrz! Złowiłam rybę!
- Jinni, oppa Ci mówił, że nie możesz łowić biednych zwierzątek, one też mają ciało i rodzinę, one też chcą żyć.
- Oppaa!!! Ja chce rybkę!
- A więc oppa kupi Ci rybkę, dobrze?
- Yhym.


- Oppa... – wymruczałam do siebie. Jezu.. to wspomnienie. JAK JA KURDE TĘPA BYŁAM. CZY TO WAŻNE, CZY ZŁOWIĘ, CZY KUPIĘ? JESU.. Po mentalnym mindfuck’u przystanęłam i znów popatrzyłam na jezioro. Ops, żółtko nagle doszło.
– TO JEST TO MIEJCE! To jest miejsce w którym pierwszy raz spotkałam mojego Oppe! Czy jak tam go zwało! – zorientowałam się. Rozglądnęłam się dookoła, już powoli zaczęłam sobie przypominać. Czyli, że.... Ten kompleks... Nie możliwe. – To mój dom, dom, w którym mieszkałam, gdy byłam dzieckiem?! Co ja? Gustu wtedy nie miałam?! – zaczęłam gadać sama do siebie. Przypomniałam sobie kobietę z wcześniej i zrozumiałam czemu pytała mnie o moich rodziców. Teraz jest już wszystko jasne... Jednak wypadałoby przeprosić Himchan’a za moje zachowanie..
- Ah.. Trzeba przeprosić.. – mruknęłam. Jeszcze ostatni raz przyjrzałam się troszkę pozieleniałej wodzie. – Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć jego twarzy..? – może takiej brzydoty mój mózg nie tolerował? Oh, nie wiem no. Ciężko wzdychając zawróciłam w stronę naszego domku. Nim opuściłam dróżkę z nad jeziora, napotkałam na niej Daehyuna z Himchanem. Chłopaki też przyglądali się w wodzie.
- Eh, biedne mieszkające tu rybki.. – nagle Dae zrobił podkówkę i teatralnie siorbnął nosem. No oczywiście! Wszystko jasne!
- Daehyun! Daehyun oppa! – krzyknęłam uradowana i podbiegłam bliżej nich.
- Coooo…..? – jękną, kiedy z całej siły się w niego wtuliłam.
- Wiedziałam, że to ty! Prawie od początku, kiedy się skapnęłam! Oppa! – uradowana jeszcze mocniej się wtuliłam. – Też pamiętasz naszą rozmowę o rybach?
- WAIT! KURDE! TY JESTEŚ SERIO POJEBANA! – nagle rozległ się krzyk Himchana i zostałam brutalnie odciągnięta od mojego Oppy.
- Ey! Co odwalasz?! – zaczęłam się miotać i starałam wydostać się z jego uścisku.
- Nosz kurde! Debilko! To ja jestem twoim Oppa! Ty serio nie ogarniasz?! – wściekł się tak bardzo, że aż mu było żyłkę widać.
- No waaaay… Przecież Daehyun.. i ryby.. – tępo patrzyłam się na jego twarz, a wskazywałam na chłopaka obok nas.
- No tak, mówiłem o rybach. Wiesz jakie one biedne! Na stówkę byłyby szczęśliwsze u nas w zamrażarce. – tylko tyle mi wystarczyło, by skrytykować go wzrokiem. Czując, że dłonie, które trzymały mnie mocno za ramiona, ściskają mnie jeszcze mocniej, zwróciłam twarz ku Himchanowi. Serio miał teraz bardzo poważną minę i w oczach pełnię nadziei. Nagle znów coś mi w głowie świtało.

- Hej, Jinni. Obiecaj, że jak dorośniesz, to znów mi powiesz, że mam szczere oczy. Dobrze?
- Jasne, Oppa. Jeśli tylko będę pamiętać.
- Przypomnę Ci.


- Szczere oczy.. – szepnęłam, wpatrując się w chłopaka.
- Jinni… - mrukną jakby z ulgą. – Pamiętasz już mnie..? – na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- …………………………………………….. Nie, sorry.
- HAHAHAHAHAHA, O JA PIERDOLE! ALE CI DOWALIŁA! HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH! ! ! ! ! ! ! – po całej okolicy rozniósł się brecht Daehyun’a. – O JESU, CHYBA MI PROSTATA PUŚCIŁA! HAHAHAHAHA! STÓJCIE JESZCZE TAK PRZEZ CHWILĘ, POBIEGNĘ PO JAE I SE POSZCZAMY Z WAS!



HYHYHYHYHY! 
Podoba się wam? I co, co, co, co?! Wiedzieliście, że to Himchan!?
Nie! Bo tylko my wiedziałyśmy xD 
No to ten... Niedługo wyczekujcie VII rozdziału ;) 
Miyuki&LoBy


zostaw po sobie komentarz :)